4 P A Ż D Z I E R N I K A

04/23/2008 22:20

 

 4  P A Ż D Z I E R N I K A

 

Autor: Emanuil A. Vidinski


BG
 

To był 4 października. Dobrze pamiętam ten dzień.

Od miesięcy spacerowaliśmy po placu i fotografowaliśmy oczy ludzi. Później próbowaliśmy odgadnąć na co patrzyli. Szczególnie poszukiwane były skupione spojrzenia; koncentracja na źrenicach. Było tyle wariantów: przymrużone, wytrzeszczone, półotwarte, przekrwione, przyćmione, ciche, zmarszczone… różnorodne. Szukaliśmy ich wszędzie, czasami zdarzało się nam przejść pół miasta w poszukiwaniu pary oczu. Bywały dni, kiedy niczego nie udało nam się sfotografować. Wtedy wracaliśmy do domu i obieraliśmy cebulę. Każdy po jednej główce. Do momentu, gdy oczy nie ociekały gniewem. Potem, jak już ponieśliśmy swoją karę, śmialiśmy się godzinami. Zasypialiśmy w objęciach.
 
Obiecaliśmy, że już nigdy nie będziemy fotografować tego, na co naprawdę patrzą ludzie. Przyjemnością dla nas było samemu odkrywać obiekt spojrzeń; spekulować co było przyczyną zainteresowania tym obiektem, wymyślać historyjki, czasem bawiliśmy się nimi. Pociągało nas prawdopodobieństwo, domysły, milczenie. Wywoływaliśmy filmy zaraz po tym jak je zapełniliśmy, kiedy mijały dni (raz nawet cały tydzień) bez pojawienia się żadnego Spojrzenia, i nasza cierpliwość wzmagała się…wytrzymaliśmy. Początkowo chodziliśmy do kina, aby uspokoić pulsowanie w skroniach. Ale szybko zrezygnowaliśmy, było tam tak dużo spojrzeń i za każdym razem wiadomy był ich obiekt i to właśnie w momencie gdy odgadywaliśmy treść. To dodatkowo nas denerwowało, fukając, spieszyliśmy się do wyjścia, żeby obrać po główce cebuli. Później znaleźliśmy inny sposób, właściwie to on nas znalazł. Pewnego razu (szczególnie po bezowocnym tygodniu) wróciliśmy wściekli do domu. Całą drogę milczeliśmy. Kiedy otworzyłem szafkę pod umywalką, żeby wziąć cebulę, ty wskoczyłaś na mnie i zrobiliśmy to na pralce. Policzkowałaś mnie, żebym na ciebie patrzył, a ty odgadywałaś jak wyglądasz i wypytywałaś mnie o to. Nie odpowiadałem, drażniłem się z tobą a ty wiłaś się jak rzucona taśma filmowa. Czasem w takie dni i ja cię wypytywałem, ale ty byłaś jeszcze bardziej okrutna. Po ty tygodniu zdjęliśmy wszystkie lustra i włożyliśmy je do szafy w sypialni. Od tej pory wzajemnie sobie ufaliśmy. Spotykaliśmy się sami ale wzajemnie się poprawialiśmy. Ty poprawiałaś mi krawat, a ja wiązałem ci warkocz lub układałem kosmyki włosów. Często śmialiśmy się z siebie, było nam wspaniale.
 
Ten tydzień miał miejsce pod koniec września. Już od kilku miesięcy przemierzaliśmy place w poszukiwaniu spojrzeń. Właśnie wtedy porzuciliśmy zaludnione miejsca, i zaczęliśmy szukać po małych uliczkach. Odkrywaliśmy nie prawdopodobne rzeczy. Wspominam wychudzoną kobietę, która wbiła wzrok na przeciwległy chodnik. Kiedy ją fotografowaliśmy usłyszeliśmy dźwięki, dochodzące z miejsca, w którego stronę patrzyła. To pomogło odkryć nam nowy sposób odgadywania: jak tylko wywołaliśmy film, stwierdziliśmy, że patrzy jak bezpański pies grzebie w koszu na śmieci. Odgłosy, które słyszeliśmy podczas fotografowania, nie mogły nas zmylić; słyszeliśmy je na tylu przystankach. Mimo wszystko powstał spór, czy nie patrzyła na człowieka, włóczęgę, opowiadałem się za tą wersją, ale szybko się poddałem: odgłosy wydobywające się ze śmietnika były zbyt skoordynowane.
 
Tak nauczyliśmy się zgadywać ze słuchu, to jest na podstawie zapamiętanych dźwięków. Oczywiście często dochodziło do sprzeczek, ponieważ z jednej strony wspomnienia dźwięków bledły, a z drugiej sztucznie pęczniały. Ale do kłótni nigdy nie dochodziło. Wręcz przeciwnie, różnica zdań tylko wzbogacała nasze łowy.
 
Pewnego razu złowiliśmy prawdziwego włóczęgę. Patrzył z niecierpliwością i prawie bez obrzydzenia. Sfotografowaliśmy go opartego o mur. Najpierw jak, spuściwszy oczy, zapalał znaleziony prawdopodobnie niedopałek a następnie palącego z zadowoleniem i spoglądającego z bierną wrogością na ulicę. Wyszły świetne zdjęcia. Już od pierwszego spojrzenia widział obiekt drugiego. Podpalając papierosa, już wiedział co ujrzą jego oczy gdy podniesie się dym. To była praca rzęs. To było nieprawdopodobne. Oczywiście zdjęcia były twoje. Ja tylko patrzyłem na starca, który odwrócił się plecami do ulicy. Lepsze spojrzenia zawsze były twoje, kąty były zawsze dobrze wymierzone, kadry były precyzyjnie przycięte. Tu nigdy nie było kłótni. Byłaś lepszym fotografem, ale za to ja byłem lepszy w odgadywaniu, a przynajmniej moje argumenty były bardziej przekonujące. Prawda zawsze zostawała w ukryciu, ale i ona nigdy nas nie interesowała. Wszystko jedno na co patrzyły „nasze” obiekty . Ważne było to, co widzieliśmy w ich spojrzeniach. I nic poza tym nas nie interesowało.
 
Po tym bezowocnym tygodniu przez dwadzieścia dni mieliśmy niesamowite szczęście. Skupione źrenice spadły jak grad, obficie i agresywnie. Wtedy nie spaliśmy razem, nie mieliśmy jak. Byliśmy obezwładnieni tym włóczeniem się, a kiedy wywołaliśmy filmy, dyskusje na temat obiektów, były śmiertelnie wyczerpujące. W te szczęśliwe dni nigdy nie mieliśmy do siebie pretensji. Byliśmy nasyceni, padaliśmy ze zmęczenia.
 
Potem coś się wydarzyło. Schodziliśmy jedną małą uliczką za „Newskim” gdy na jej końcu wyłoniła się kobieta. Miała około 35 lat , ubrana na jasno. Niosła aparat fotograficzny kiedy nas zauważyła, gwałtownie się zatrzymała i wbiła w nas spojrzenie. Widziałem jej oczy, ale nie mogłem dostrzec na co dokładnie patrzy. To spojrzenie było inne: źrenice jakby coś rozpoznawały. Były pełne wspomnień i wzruszenia. Instynktownie podniosłem aparat i kiedy robiłem zdjęcia poczułem się szczęśliwy z powodu odkrycia. Wtedy kobieta zaczęła się powoli przybliżać. Nie przestawałem naciskać migawki, ponieważ spojrzenie cały czas się zmieniało, ciągle było ciekawe. Już odgadywałem obiekt, coś za nim albo na pierwszych piętrach domów. Nie przyszło mi do głowy żeby się obrócić: zasady tego zabraniały. Nie obchodziło mnie to czy model sprzed mojego obiektywu zdaje sobie sprawę, że poświęcam jej swoją uwagę. Ogarnął mnie entuzjazm. Nie zauważyłem, że ciebie już nie było obok mnie. Kiedy kobieta mnie minęła opuściłem aparat i popatrzyłem na ciebie. Wtedy zdałem sobie sprawę co było obiektem jej spojrzenia, tak bardzo wypełnionego wspomnieniami: to byłaś ty! Ona patrzyła na ciebie. Nie pamiętam dokładnie od czego ścierpiałem: od tego, że zobaczyłem „jej” obiekt, czy od tego że ona cię rozpoznała. Naruszyłem zasady, odgadywanie straciło sens. Zrobione zdjęcia nie miały już znaczenia.
 
Zatrzymała się przed tobą. Patrzyłyście na siebie długo, bez słowa. Na pewno w tym momencie pytała się, na co ona patrzy, przecież nie patrzyłaś na siebie od miesięcy. Czy się zmieniłaś, jaka jest twoja fryzura. Być może próbowałaś sobie przypomnieć, jak wyglądałaś w momencie gdy się rozstałyście.
 
To był 4 października. Dobrze pamiętam ten dzień.
 
Teraz oglądam zdjęcia, które wtedy zrobiłem. Żałuję, że nie naruszyłem zasad do końca i nie zrobiłem ci zdjęcia. Ale już z jej spojrzenia mogę przewidzieć, już mam historię. Twoje wspomnienie sprzed zdjęcia.
 
06.2003


Tłumaczenie: Kamila Sobieszuk, Agnieszka Kawęcka
 
Back

Search site

© 2008 All rights reserved.